sobota, 29 października 2016

Pół dnia na dworze, woda z kranu i kanapki z domu. Witajcie w norweskim przedszkolu!



Jak sam tytuł wskazuje, tym razem będzie o moim miejscu pracy. Pracuję jako asystentka przedszkolna czyli osoba, która pomaga nauczycielowi przedszkolnemu okiełznać gromadę dzieci. Wszyscy rodzice, którzy chcieliby posłać dzieci do przedszkola w Norwegii muszą być świadomi tego, że panuje tu inny klimat i inne podejście do wychowywania dzieci. Będzie też o tak zwanym "bezstresowym wychowaniu". Czy jest czego się bać? Chyba te norweskie przedszkola nie są aż takie ekstremalne, skoro dzieci bardzo chcą do nich chodzić.

Na początek fakty dotyczące placówek przedszkolnych:

Przedszkola dzielą się na publiczne i prywatne, wszystkie dofinansowywane są przez państwo. To znaczy, że rodzice zawsze płacą za miejsce, a państwo dopłaca resztę. Jest tu miejsce dla każdego dziecka w wieku przedszkolnym, czyli od 0 do 6 lat! Od 2012 roku nie zdarza się już sytuacja, że któreś dziecko nie zostanie gdzieś przyjęte z powodu braku miejsc.

Przedszkola mają po kilka oddziałów. Te prywatne są mniejsze, często jest w nich tylko dwudziestka dzieci. Publiczne przedszkola są zazwyczaj dużo większe i mają pod swoją opieką nawet setkę dzieci i jest to w zasadzie jedyna różnica między nimi.

Oddziały składają się z dzieci w różnym wieku, mają swoje nazwy i harmonogram dostosowany do specyfiki grupy. Oznacza to, że kiedy grupa pięcio - i sześciolatków idzie w góry, to dwulatki w tym czasie siedzą w piaskownicy. Oddziały zazwyczaj dzielą się na grupy wiekowe 0 - 2, 2 - 4, 3 - 5, 4 - 6 lat. 

W zależności od wieku podopiecznych, przydzielona jest do danego oddziału odpowiednia ilość osób pomagających (asystentów). Każdy oddział ma lidera pedagogicznego oraz nauczyciela przedszkolnego, oprócz tego jest tyle asystentów (również mężczyzn) ile potrzeba na daną grupę dzieci. Im dzieci są młodsze, tym jest ich więcej. W grupie wiekowej 0 - 2 na trójkę dzieci powinna przypadać jedna osoba dorosła, w grupach starszych już może być jeden opiekun na cztery czy pięć osób. Grupa przedszkolna może być dziesięcio -, piętnasto - ale i dwudziestokilkuosobowa. 

Każda grupa ma swoją salę, tzw. bazę. Baza wygląda jak salon z aneksem kuchennym. Aneks wyposażony jest w wyspę kuchenną, płytę z piekarnikiem, lodówkę z zamrażarką, zmywarkę, zlew, szafki. Obok są stoły i krzesełka dla wszystkich dzieci i pracowników oddziału. Nieco dalej jest kącik czytelniczy z kanapami i półkami na książki oraz część przeznaczona do zabawy, stanowiąca około połowę całej powierzchni bazy. W oddziałach starszych dzieci są też bardziej zaawansowane naukowo gadżety, np. tablice interaktywne i mapy satelitarne okolicy zrobione jako wielkie plakaty.

Nie ma tu czegoś takiego jak codzienne obiadki. Każdy rodzic daje codziennie dziecku jedzenie do przedszkola. Jest to kanapka z kawałkiem warzywa oraz owoc do pokrojenia na tacy do wspólnego spożycia. 



Jak wygląda typowy dzień starszaka w przedszkolu?

Dzieci przychodzą i są odbierane w różnych godzinach, dlatego najważniejsze punkty programu realizowane są w tzw. "czasie wspólnym", czyli wtedy, gdy wszyscy są razem. O godzinie 8.30 jest śniadanie (kanapki), potem zabawa w oddziale. Około godziny 11.00 dzieci razem z asystentami sprzątają zabawki i przygotowują stoły do drugiego śniadania. 

Około 11.45 lider pedagogiczny robi z dziećmi zebranie (nie jest to praktyka codzienna ale bardzo częsta). Na zebraniu śpiewa się piosenkę o dniach tygodnia, ustala jaka jest pora roku, pogoda i temperatura, a więc co trzeba założyć na siebie, żeby móc wyjść na dwór. Czasem czytana jest jakaś krótka bajka. Jeśli ktoś ma urodziny śpiewa się mu piosenkę i odgrywa zabawy urodzinowe. 

 Około 12.00 dzieci dostają szklankę mleka lub wody z kranu i znowu jedzą kanapki. Jest to ciemne pieczywo z pasztetem, serem brązowym lub z serem żółtym, czasem z pastą kawiorową czy makrelową. Do tego często mają pokrojone na kawałki jakieś warzywo: ogórek albo papryka. Czasem asystent pracujący w danym oddziale na stałe, robi obiad na ciepło, na przykład zupę albo podgrzewa w piekarniku placki rybne. Po posiłku dzieci ubiera się i wszyscy idą na plac zabaw (czasem jest to wycieczka, jednak ja omawiam zwyczajny dzień). Dzieci zostają na dworze do końca pobytu*. O 14.30 dostają pokrojone na tacy owoce i zapijają je wodą z kranu (nalaną do swoich butelek) i jedzą na podwórku. O godzinie 15.30 asystenci razem z dziećmi sprzątają zabawki z placu i powoli zaczyna się odbiór dzieci. Przedszkola są czynne zazwyczaj do 16.30.

*Dzieci malutkie zamiast siedzieć na dworze pół dnia, śpią na dworze w wózkach, mają zagwarantowane jedno leżakowanie pod wiatą w ciągu dziennego pobytu :)

Podstawowe różnice w podejściu do dzieci w przedszkolu w Polsce i w Norwegii:

Każde dziecko ma codziennie wyjść na dwór bez względu na pogodę. 

Nie ma złej pogody, jest tylko złe ubranie - jedno z przysłów norweskich, które akurat w przedszkolu sprawdza się w stu procentach.

Jeśli dziecku przemokło ubranie od wewnątrz, musi się ono więcej ruszać, by nie zmarznąć. Nie jest to powód, żeby wróciło do oddziału. To samo dotyczy kataru.

Nikt się nie przejmuje tym, że dziecko nie je wtedy, gdy powinno. Przecież dostanie kanapkę znowu na drugie śniadanie albo z owocami i wodą. Po kilku godzinach biegania po dworze zgłodnieje na pewno.

Pracownicy mają obowiązek zmieniać pieluchy u malutkich dzieci. Zdarzają się jednak trzy i czterolatki z pampersami. Co wtedy? Ponieważ w tym wieku u dziecka zaczyna wykształcać się poczucie wstydu, nikt z pracowników nie zmienia pieluch dzieciom w tym wieku. Innymi słowy: nie nauczyłeś jeszcze dziecko korzystać z toalety? Przykro nam bardzo ale będzie chodziło z mokrym pampersem cały dzień.



Skandynawskie wychowanie = bezstresowe wychowanie?

Istnieje ogromna ilość stereotypów dotyczących wychowywania dzieci w Skandynawii. Temat jest bardzo szeroki i niemożliwy do wyczerpania w tym jednym artykule. Niemniej jednak chcę tu omówić w szczególności mit tak zwanego "bezstresowego wychowania". Pojęcie to wprowadzono w Polsce, a taki rodzaj wychowania uważany jest mniej więcej za wychowanie bez granic, bezradność rodzicielską albo w ogóle brak wychowania. No więc jak to jest na prawdę w tej Norwegii? Na podstawie moich osobistych obserwacji z przedszkola, w prosty i przystępny sposób omówię temat i obalę kilka mitów.

Mit pierwszy: dziecko może robić to, co chce.

W przedszkolu jest stały harmonogram dnia i dzieci muszą się podporządkować pracownikom. Co jeśli nie chcą? Pracownik mówi, tak: "musisz ... (np. wyjść na dwór razem z innymi dziećmi, usiąść z innymi do stołu), bo wszyscy muszą i dlatego że ja tak chcę. Jeśli nadal będziesz się opierać, za chwilę sam(a) cię tam zaprowadzę i nie żartuję w tym momencie". Pracownik konsekwentnie bierze dziecko za rękę i zaprowadza je nie pytając o zdanie i  nie okazując zdenerwowania. Jeśli dziecko nie chce owoców, czy kanapki albo nie chce brać udziału w jakiejś zabawie, to ma pewną wolność wyboru. Ale w pewnych kwestiach nie ma zmiłuj.

Mit drugi: dziecko nie jest uczone zachowań prospołecznych i staje się egocentrykiem.

W Norwegii wielką wagę przywiązuje się do uczenia dzieci budowania relacji. Powtarza się im nieustannie, że nie mają prawa bić innych i zabierać im zabawek. Istnieje też prawo pierwszeństwa do zabawek dla dzieci, które wzięły daną rzecz jako pierwsze. Starsze dzieci w grupie uczone są dzielenia się i pomagania młodszym. Wszyscy mają obowiązek sprzątania zabawek. Zamiast karania dzieci za złe zachowanie mówi się im, że nikt nie lubi takiego zachowania i nie mogą tak robić. Następnie żeby rozładować napięcie odwraca się ich uwagę od problemu proponując np. inną zabawę. W miarę możliwości unika się w ten sposób eskalacji niezadowolenia czy konfliktu wśród dzieci.

Mit trzeci:  wychowanie nieautorytarne, to brak autorytetów.

Dzieciom które w przedszkolu próbują narzucić swoją wolę pracownikom, mówi się : "Hej, to nie ty decydujesz o tym, co dziś robimy. To dorośli decydują i ich trzeba słuchać tak samo jak w domu rodziców". Z dziećmi dużo się rozmawia i dużo się im tłumaczy.

Mit czwarty: pracownik przedszkola nie może dotknąć dziecka, nie może zbliżyć się do niego za bardzo, bo będzie to odebrane jako molestowanie.

Asystenci biorą często małe dzieci na kolana, na ręce i tulą do siebie, gdy dziecko płacze, bo przypomina sobie o nieobecności mamy. Musicie pamiętać, że w przedszkolu są też dzieci kilkumiesięczne, dla których mimika, ruchy ciała i dotyk jest podstawową formą komunikacji. Starsze dzieci są głaskane po głowach, i przytulane tak zwyczajnie, bez powodu albo gdy się uderzyły i coś je boli. Wszyscy zachowują się naturalnie, tak jakby to były ich własne dzieci.

Mit piąty: bez kar i nagród dziecko nie wie, co jest dobre a co złe.

W norweskich poradnikach dla rodziców i pracowników przedszkolnych poświęca się wiele uwagi dawaniu dobrego przykładu. Po pierwsze dlatego, że dziecko instynktownie naśladuje dorosłych, a po drugie dlatego że dobry przykład zostanie utrwalony w pamięci dziecka bardziej niż krytyka. Jeśli każe się dziecku umyć ręce przed jedzeniem albo sprzątać zabawki, należy jednocześnie zacząć robić to samemu. Tylko wtedy, gdy czynność powtarza się codziennie, dziecko będzie wiedzieć, że to jest ważne. Podobnie jest z oduczaniem niepożądanych zachowań. Dziecko się buntuje, bije innych i krzyczy? Jak chcesz nauczyć je panowania nad emocjami, jeśli sam zaczniesz krzyczeć na dziecko? Odciągnij je na bok spytaj co się stało i powiedz mu, że nigdy i nigdzie nie może tak się zachowywać. Pracownicy przedszkolni często pytają "czy te zasady są dla ciebie jasne?" a następnie mówią: "wiesz co? chodź ci coś pokażę ..." i odciągają dziecko od konfliktogennego miejsca lub osób. Dzieci są wszędzie takie same. W jednej chwili kłócą się i dąsają, a potem zapominają o konflikcie i bawią się w najlepsze.

Podsumowując dodam tylko tyle, że nie uważam, żeby norweskie dzieci były bardziej nieposłuszne niż inne, wychowane w bardziej autorytarnym stylu. Dziwi mnie też to, jak bardzo polscy rodzice krytykują norweskie przedszkola i podejście do dzieci. Zamiast się oburzać, warto się z tematem bliżej zapoznać i wtedy okaże się, że i na tym polu można się od Norwegów wiele nauczyć.

1 komentarz:

  1. Bardzo fajny post :) Prosto i jasno wyjaśnione "bezstresowe wychowanie", które nie jest równoznaczne z "puszczaniem dziecka samopas" i uczeniem "wodzenia za nos" dorosłych.

    OdpowiedzUsuń