środa, 18 maja 2022

Hotel dla owadów oraz inne przygody niecierpliwej ogrodniczki


Oficjalna, w miarę ładna część podwórka :)





 A więc zaczęło się ogrodowe szaleństwo na naszym pierwszym własnym podwórku. 

Im więcej słońca, tym chętniej rozglądamy się dookoła domu i myślimy, co by tutaj zasadzić. Szklarnię foliową po pierwszym wietrzyku trafił szlag. Czekamy na drugą. A przymrozek jeszcze może nadejść. Czekają zatem na tunel foliowy pomidory, papryka i inne sadzonki w piwnicy, pod dużymi oknami. W ciepłe dni wynoszę moje warzywne rozsady na podwórko, żeby złapały trochę słońca. Uff jak plecy bolą od tego. Ale przecież nie będę hodować pomidorów w piwnicy....

                                                  Tak było i się skończyło. W jeden dzień. 

No i żeby może coś chociaż truskawki zapyliło. Jakieś trzmiele? Dzikie pszczoły? A że pszczoły giną, to już wiemy. Einstein powiedział i wszyscy już powiedzieli, że jak pszczoły wyginą, to i my wyginiemy. Ale jest taka szlachetna opcja wyratowania tych biednych pszczół. Można stworzyć im przyjazny ekosystem, a przy tym mieć swoje truskawki.

W sklepie ogrodniczym zakupiliśmy więc domek dla owadów. No całkiem ładny jest, a i owady gdzieś mieszkać przecież muszą. Nazywa się to u nas hotelem dla owadów. Skoro sezon hotelowy czas zacząć, to zrobimy wszystko tak, żeby było zgodnie z hotelowymi normami. Po pierwsze, umiejscowienie i widok z hotelu. Koło łączki, przy ścianie tarasu, w nasłonecznionym miejscu.

Tu w tych dziurkach mają zaklejać sobie wejścia nocujące owady



Jak już jesteśmy przy łączce, to powiedzmy sobie szczerze, chcemy ratować te pszczoły czy nie?  Będziemy się ograniczać do jednego kwiatu miododajnego? A niech mają hektar łąki! I zobowiązujemy się nie kosić dopóki, doputy ostatni kwiat nie zwiędnie. Mniszki lekarskie, żonkile i zawilce. Jakieś niezidentyfikowane niebieskie kwiatki i chabazie, rododendrony sztuk trzy oraz kwitnący bez. I żeby nie było, że jesteśmy leniwi. To się nazywa ogród naturalistyczny i jest najmodnieszy teraz. Wy wszyscy, którzy macie samojezdne drogie kosiarki i trawę na 12 centymetrów uczcie się, jak ratować świat i pszczoły.




Po drugie bufet.

Zasadziliśmy kwiaty miododajne, specjalną mieszankę z ogrodniczego. Teraz poidełko. Musi być woda dostępna cały czas. Ale powiedzmy sobie szczerze, czy będziemy się ograniczać do jakiegoś naparsteczka wody w nakrętce od słoika? Niech mają naturalną sadzawkę, prawdziwą, nie sztuczną. Całą dla nich do dyspozycji, z wodą z wolna tylko płynącą. Mieliśmy uregulować ale co tam! Niech mają prawdziwe naturalne mini zakola rzeczne i baseniki z wodą. Wśród naturalnej roślinnosci bagiennej!


Chodzę codziennie i zaglądam, czy któraś dziurka zaklejona jest gliną, trawą czy czymś. Pusto. Jeden tydzień, drugi i nic. Zadzwonił kolega i opowiada, że też mają domek i u nich coś już mieszka. 

Nie, wcale nie jestem zazdrosna. Oburzona jestem. Tym pszczołom chyba się od tego ich ratowania w głowach, i nie tylko w głowach poprzewracało. 

Tamci mają malutką szklarenkę z paroma rozsadami, jakiegoś kwiatka, może dwa w doniczce. I kostkę brukową na całym podwórku. Która graniczy bezpośrednio z asfaltem ulicy. I do nich przyleciały owady do domku. Po prostu brak słów. 

Chodzę zdenerwowana po podwórku, Jedna kupa, druga kupa, te sarny urządziły sobie u nas prywatną toaletę. Czekam na kompostownik, bo zamówiłam. Trzeba będzie to zbierać i gdzieś utylizować. Góra badyli czeka na przerobienie na zrębki. Czeka już miesiąc i będzie czekać na tani prąd oraz dużo wolnego czasu właścicieli. Tam w tej górze coś chyba się dzieje.

I wtedy naszła mnie pewna niewygodna myśl, która zaczęła uwierać, jak kamień w bucie. 

To tam w tych badylach słychać brzęk much, ważek i innych owadów. To tam pająki tkają swoje sieci i skaczą po pobliskiej sadzawce. To tam są ptaki, które polują na te wszystkie owady. Kupy saren i gałęzie. Esencja i centrum ogrodowego życia. 

Nie ta oficjalna, ucywilizowana część ogrodu, gdzie robi się zdjęcia i wysyła innym, żeby zazdraszczali. 

Ale domek ładny, dizajnerski i modny. Niech więc wisi. W końcu rododendrony dookoła niego jeszcze nie zakwitły, a domek jest przecież nowy :)

poniedziałek, 16 maja 2022

Bawialnia w domu, czyli luksus bez wydawania pieniędzy


 Dawno, dawno temu, w bogatych polskich domach dzieci miały sypialię i bawialnię, jako dwa osobne pomieszczenia. Bardzo mi się podoba ta stara idea.

Od początku chciałam rozdzielić strefę spania i bawienia się dzieci. I uważałam, że skoro mam wielki dom, to będę sobie taką fanaberię w nim tworzyć. Sypialnia i bawialnia, a co! Przeszukałam internet w poszukiwaniu inspiracji do bawialni. 

Pierwsze zaskoczenie: zgadnijcie, które dzieci w Polsce mają taki luksus, jak osobna bawialnia? Otóż według tego, co widać w internecie, najwięcej dzieci ma bawialnię w blokach. Rodzice mają kilkoro dzieci i dwa pokoje dla nich, więc jeden staje się sypialnią lub też strefą odrabiania lekcji, czytania i jest to strefa cicha. Druga strefa to małpi gaj.

Kolejne zaskoczenie: a właściwie braz zaskoczenia. W tych wszystkich bawialniach z internetu, czy to z zagranicy, czy rodzimych, nie zaskoczyło mnie nic. Nie znalazłam tam nic takiego, co powaliłoby mnie na kolana. 

Potem zastanawialiśmy się z mężem gdzie owa bawialnia miałaby być. Napierw koło ich sypialni, bo blisko, bo to takie naturalne. Potem okazało się, że pokój ten jest chłodniejszy, ma jedynie 12 metrów kwadratowych, czyli dokładnie tyle ile ich sypialnia. I jest bardzo banalny. Trudno byłoby tam stworzyć efekt wow.

Wybór padł na poddasze. Bo jest tam zawsze ciepło, ze względu na unoszenie się nagrzanego powietrza z dołu. Bo jest to duża powierzchnia, którą normalnie bardzo trudno jest sensownie zagospodarować. Bo ma skosy i zakamarki, czyli coś, co dzieci lubią. Bo ma osobną łazienkę z niską toaletą i balkon z wysoką balustradą. 

Z resztą chodźcie na górę, sami zobaczcie. Uprzedzam, że nie sprzątałam. :)

 


Jedyną rzeczą, którą kupiliśmy, jest kanapa


Balkon dzieci


Po lewej biuro a po prawej toaleta dziewczyn


Stary monitor i stary laptop do bajek na YouTube


W ciepłe dni materac wyjeżdża na zewnątrz


Tu mieszkają węże, Psi patrol i inne cudaki


Skakanie po kanapie i turlanie się po materacu wewnątrz lub na zewnątrz? Czemu nie?


Kto z Was miał prywatną toaletę koło bawialni? Ja nigdy :)


Krzesło robi za drabinkę


Nie ma biurek i stolików, bo dzieci rysują pod moim nadzorem na dole. Nie ma dywanów, zamiast tego jest stary gruby materac. A w sypialni dzieci mają łóżka, kolorowe lampki i namiot na pluszaki. Do spania biorą sobie pluszaki z namiotu stojącego obok ich lóżek. Wszysko co tu jest, jest z poprzedniego domu. Nie meblowaliśmy bawialni od zera, tylko użyliśmy tego, co mieliśmy. Poddasze ma około 17 metrów, bez balkonu, biura i toalety, także jest gdzie szaleć.

Jakie są zalety bawialni? Kiedy dzieci pójdą do łóżek, zabieram wszystko, co leży na podłodze w salonie, na kanapie i transportuję na górę. Mamy zawsze porządek wieczorem. Salon jest wtedy nasz i staje się strefą dla rodziców. Telewizor, bajki na górze to też złoto. Wiadomo, że dzieci chcą być tam, gdzie rodzice i znoszą swą graciarnię do salonu, do kuchni, na korytrze. Ale prościej jest posprzątać, kiedy pomieszczenie na zabawki jest osobnym pomieszczeniem i jest to pomieszczenie, którego się nie oglada co chwilę. Można tam wrzucić zabawki i wyjść. 

Kanapa na poddaszu służy nam do czytania bajek. Mogę usiąść z dziewczynami po obu stronach i czytamy. Mebel ten rozkłada się, więc można się wygodnie na nim położyć, co dziewczyny też czasem praktykują. 

Nie wiem, czy zauważyliście ale w tej bawialni nie ma żadnych ozdób. Planujemy zawiesić obrazki dziewczyn, jak będą potrafiły narysować coś sensownego. 

Jesteśmy zadowoleni, że zmieniliśmy plany i pokój obok dziewczyn został urządzony jako pokój gościnny, a kiedyś dziewczyny będą mogły mieć osobne pokoje obok siebie. Jak sami widzicie, dizajn jest bardzo skromny. Dzieci nie potrzebują niewiadomo czego. Ważne żeby miały swoją przestrzeń, a zabawki różnorodne. Wcale nie musi być tego dużo. 

A Wy? Zrobilibyście dzieciom bawialnię?