Z początkiem maja pierwszy raz od dwóch miesięcy dziewczyny poszły do przedszkola. Miałam stres związany z organizacją, nie wiedziałam, gdzie mam je zostawić, gdzie odebrać, co z rzeczami, które zaginęły w przedszkolu dwa miesiące temu i tak dalej. Nie wspominając o zagrożeniu epidemiologicznym. Ale jestem bardzo zadowolona z decyzji.
Okazało się, że po pierwszych dwóch tygodniach po otwarciu przedszkoli, wypracowane zostały standardy i rodzice oraz nauczyciele przedszkolni dostroili się do siebie na wzajem. Dużo ludzi przywozi dzieci na rowerach lub wózkami. Dzięki temu parking nie jest zapchany, a przecież wszyscy zaprowadają dzieci na godzinę 8.30.
Na wejściu przy bramce jest spray do rąk. Dzieci zostawia się przed oddziałem, przejmuje je pacownik przedszkolny i zabiera do oddziału, chyba że w dany dzień dzieci zaczynają dzień na podwórku.
U nas, tak samo jak wszędzie indziej, godziny otwarcia są krótkie. Po odebraniu dziecka z podwórka pani je rozbiera i idzie z nim do łazienki, gdzie dziecko myje ręce. Potem jest śniadanie.
W grupach wiekowych 1 - 3 jest jeden opiekun na trójkę dzieci. Grupy są trzyosobowe. Starsze dzieci są w grupach pięcioosobowych z jednym opiekunem. Grupy są łączone, często razem współpracują. Oznacza to, że nasza grupa łączy się z inną, w praktyce jest szóstka dzieci i dwoje pracowników do opieki.
Nasze, małe dzieci mają zagrodzone osobne podwórko do zabawy. inne grupy ze starszymi dziećmi nie mają osobnych podwórek. Mają powydzielane obszary na których mogą się bawić. Nie wiem, czy są długo na dworze, czy wychodzą na krótko przed odbiorem przez rodziców. Na początku byłam sceptyczna ale widzę, że podczas gdy rodzice przychodzą po dzieci, wszystkie starsze dzieci siedzą w grupach na ławeczkach i czekają. Odbieramy gotowe ubrane dzieci, nie wchodzimy do szatni. Codziennie trzeba dać dziecku wymyty bidon z wodą z domu. Trzeba mieć krem z filtrem podpisany, nie może być jeden dla dwójki dzieci. Dzieci gotowe ubrane to prawdziwa wygoda. Fajnie jest zostawić dziecko i odebrać ubrane.
Dziewczyny strasznie się ucieszyły, że znów chodzą do przedszkola. Doszliśmy do wniosku, że one tego bardzo potrzebują. Oprócz mówienia do nas po angielsku i polsku, doszedł do repertuaru jeszcze język norweski.
Po dwóch kolejnych tygodniach okazało się, że wydłużono czas otwarcia przedszkola. Teraz mam luz. Dzieci nie chorują wcale. Pobiliśmy rekord trzech tygodni w przedszkolu ciągiem, zaczęliśmy czwarty tydzień. A wszystko dlatego, że rodzicom nie wolno przyprowadzać dzieci, które kaszlą, mają katar. Nie mówiąc o gorącze. Cztery tygodnie laby, hipp hipp hurra!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz