A oto nasze nieliczne wyprawy łodzią po Bjørnafjorden. Nazwa naszej gminy pochodzi od nazwy tego fiordu. A teraz do sedna.
To było najzimnijesze lato od ponad dekady. Nie piszę tego dlatego, że sprawdzałam co na to meteorolodzy. Po prostu ludzie, którzy tu mieszkają od ponad dziesięciu lat nie pamiętają tak zimnego i deszczowego lata. Cała Europa i reszta świata się gotuje, my marzniemy. Nawet w Australii, gdzie jak wiadomo teraz jest zima, mają cieplej niż my. Patrzę na aplikację pogodową i porównuję. Śmiać się czy płakać? Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Pod koniec lata wyruszam w ciepłe kraje.
A tymczasem ...
Dwanaście stopni i deszcz, ktoś chyba zaczarował termometry, bo ta przeklęta temperatura nie zmienia się wcale. Czasem drgnie nagle i szybuje z zawrotną prędkością w kierunku piętnastki, człowiek zaczyna mieć nadzieję. Na jeden dzień lub dwa robi się cieplej i znowu dwanaście i wieje strasznie. Lato w tym roku było w środę. Nie pamiętam która to środa ale to chyba było w lipcu. Liscie już od miesiąca spadają z drzew.
A ja? Nie uwierzycie. Sadzę pomidory i ziemniaki :) Sałaty i rzodkiewki. Koper mogłabym na straganie sprzedawać. Na przekór wszystkiemu. Skąd taki szalony pomysł? To długa historia, którą postanowiłam Wam skrzętnie przemilczeć i nigdy nie opowiedzieć. Ale jak sami wiecie, milczeć długo nie potrafię.
Więc.
Zaczęło się pięknie i obiecująco. Ciepły marzec, kwiecień, maj. Kupiliśmy w ogrodniczym sadzonki pomidorów, papryk i truskawki o pięknej nazwie Korona. Ale dziś będzie o ziemniakach.
Właściwie tytuł tego posta powinien brzmieć: "Sadź ziemniaki, rebeliancie! "
Jak zapewne wiecie z amerykańskich filmów, ziemniaki można sadzić wszędzie, nawet na Marsie.
Zostało mi trochę ziemi i obornika krowiego. Cztery pojemniki i cztery pomarszczone zapomniane ziemniaki w szafie. I posadziłam te ziemniaki na spontanie. To chyba była najlepsza decyzja tego lata. To, co potem się z nimi stało zmieniło całkowicie nasze plany aranżacji ogrodu.
Patrzcie i podziwiajcie:
Pierwsze zdjęie to około dwutygodniowe ziemniaki, a to drugie to ziemniaki dwumiesięczne. Te duże posadziłam w połowie czerwca, a te małe teraz niedawno, bo mi się brzydkie zrobiły i wykiełkowały. I tak posadziłam cztery pierwsze późno. Normalnie, jeśli ktoś planuje sadzić, powinien zainteresować się tematem w maju. Ale jak wyżej wspomniałam, to był spontan. Na początku sadzi się płytko, a jak ziemniak wypuści łodygę to dosypuje się ziemi i to wszystko.
W ziemniakach najpiękniejsze jest to, że jeśli raz na jakiś czas pada, to są praktycznie bezobsługowe. Ja nie robię przy nich kompletnie nic. Mogłabym wyruszyć w podróż dookoła świata, a one poradziłyby sobie beze mnie. To nie to, co pomidory, które trzeba przycinać i doglądać co dwa, czy trzy dni.
Teraz trochę matematyki. Jeśli ziemniaki się wybulwią i z jednego ziemniaka będę mieć dziesięć, to z czterech ziemniaków będę mieć około 40 sztuk. Ile pieniędzy zaoszczędzę? Nawet gdyby były marne i potrzebowałabym aż dziesięciu sztuk, żeby wyszedł mi kilogram, to być może będę mieć cztery kilo ziemniaków z tych czterech sztuk. 30 razy cztery to jest 120 koron. Przy założeniu że ziemniaki nadal będą tyle kosztować jesienią i zimą.
Czyli: były sobie cztery brzydkie ziemniaki w szafie, które możnaby ewentualnie zjeść ale raczej nadawały się w kosz. Ziemia, gdybym nawet kupiła ją specjalnie do tych ziemniaków i obornik, kosztowałyby mnie około 40, może 50 koron razem. Gdyby nawet odjąć te 50 koron, to i tak jest zysk. Zysk w postaci swojego ekologicznego jedzenia i gotówki, którą wydam na co innego, niż ziemniaki.
A co by było gdyby posadzić nie cztery, a sto ziemniaków? Mielibyśmy być może ziemniaki na cały rok. Jeśli uda mi się w tym brzydkim zimnym roku, to i za rok uda się wyhodować ziemniaki.
Dlaczego sadzę je w pojemnikach? To jest kluczowe pytanie. Otóż w pojemnikach jest im cieplej, bo są ciemne i nagrzewają się szybciej niż gleba. Oczywiście muszą być dziurki na dole pojemnika, żeby był dobry drenaż. Druga sprawa, że wykarczowaliśmy dużą część skarpy, na której chcemy uprawiać je tarasowo. Bo zbocze jest nieużytkowe, a jednak nasłonecznione. A łodygi i liście ziemniaków wcale nie wyglądają żle. Nie pogardzonoby nimi nawet na francuskim dworze. Kto z Was wiedział, że były kiedyś uważane za rośliny ozdobne i jako takie uprawiane?
A teraz logistyka. Jak to zrobić, żeby nie wydać kasy. Pojemniki może dostać mąż z pracy. Są to używane karnistry po wodzie zmieszanej z bezzapachowym mydłem do rąk. Wystarczy przeciąć i wiertłem porobić dziury na dnie. Ziemię można kupić. Ale my przygotowujemy się do następnego sezonu, produkując swój własny kompost. Mamy specjalny kompostownik na kompost ciepły i zimny. Czyli będziemy mogli użyć jakiejkolwiek ziemi i zmieszać ją ze swoim kompostem. Teraz kwestia ziemniaków. Można kupić z marketu ale pojecałabym zawsze odmiany rodzime. Albo kupić sadzeniaki od rolnika. Będzie więc tanio.
Tak sobie myślę, że każdy z Was mógłby sadzić sobie ziemniaki, czy w glebie, czy w pojemnikach. Jeśli nie u siebie, bo mieszkacie w bloku, to na działce, u babci na wsi, gdziekolwiek. Bo wymagają pracy tylko na początku. Zysk i frajda mogą być ogromne, jeśli tylko się uda. A jeśli się nie uda, to zawsze będziecie bogatsi o wiedzę i nowe doświadczenie życiowe.
Powinam więc zakończyć ten artykuł tak: choćby świat staczał się na krawędź szaleńswa i inflacyjnej rozpaczy, Ty Rebeliancie, sadź ziemniaki. Nie buduj sobie bunkrów z zapasami cukru na dziesięć lat, tylko spróbuj wprowadzić do swojego życia odrobinę samowystarczalności żywieniowej. To, co możesz wyprodukuj sobie sam, a kup to, czego sobie wyprodukować nie możesz. Amen.