piątek, 9 sierpnia 2019

Pierwszy tydzień przedszkola za nami

Pierwsze zdjęcie, jakie dostałam z przedszkola

Widziałam dziś w naszym oddziale, jak małe roczne dziecko wije się i rzuca po podłodze i beczy, bo matka je zostawia i wychodzi. Matka żegna się tylko raz i jest twarda. Słyszy płacz ale odwraca wzrok i szybko wychodzi. Nerwowo zakłada buty. Wie, że nie można wracać i pokazywać stresu i emocji. Dla jednych rodziców horror, dla innych huśtawka emocjonalna większa niż u dzieci. Adaptacja przedszkolna roczniaków. A teraz opowiem Wam jak to było z nami.


W poniedziałek, pierwszy raz byłyśmy na półtorej godziny w naszym oddziale. Płacz był przez minutę. Potem było już w porządku. Zaczęło się badanie otoczenia i analiza obiektów, w tym kosza na śmieci i dokumentów na blacie kuchennym. Pod koniec dziewczyny zaczęły już z półek zabawki zrzucać i szafki otwierać.... i skakać po kanapie :-). Zrobiło to duże wrażenie na przedszkolankach. Mówiły mi, że duża część dzieci w pierwszy dzień nie opuszcza kolan matki i tylko płacze.

We wtorek znowu na krótko, tylko że mi kazano wyjść na pół godziny. Dziewczyny zaakceptowały ten fakt bez problemu. I podobno nie płakały.

W środę było jedzenie posiłków z resztą grupy, a ja wychodziłam dwa razy. Panie przedszkolanki usypiały dziewczyny w wózku. Nasze dzieci nie są przyzwyczajone, ani do usypiania, ani do spania w wózku, ani do spania na dworzu. Dodatkowo kupiliśmy inny, większy wózek do spania, bo ten nasz jednak nie nadaje się do tego celu. Wózek przywiózł Tata, wyskoczył na chwilę z pracy i przyszedł do oddziału. Dziewczyny zachowywały się, jakby go nie widziały. Dopiero jak zaczął je podrzucac i się z nimi wygłupiać, zostawiły zabawki i zainteresowały się nim. Normalnie aż było nam głupio! Jakbyśmy nie byli rodzicami ;-).
Były lekkie problemy z usypianiem, ale udało się przedszkolankom. Gdy dziewczyny się obudziły to uśmiechały się i mówiły "kuku" do pań.

W czwartek powiedziano mi, że mogę je przywieźć wcześniej, na 8.15 na śniadanie. I że mogę je odebrać jak się obudzą po drzemce. A ja - nie uwierzycie - targowałam się z nimi, żeby dziewczyny zostały dłużej, do 14.30. I udało się, zostały same na sześć godzin. I wtedy właśnie, wczoraj wróciłam do pustego domu. Niesamowite uczucie, euforia. Z tego wszystkiego zaczęłąm odkurzać i pranie robić.

A teraz jest piątek rano. Właśnie wróciłam z przedszkola, zostawiłam tam dzieci na sześć godzin. Oczywiście mogłabym na osiem lub więcej. Szczęśliwa, a jednocześnie trochę zawstydzona. Bo dziewczyny robią cyrk, jak wracam po nie. Nie chcą wracać do domu, serio. Bo zabieram je od bezmiaru zabawek do wózka i zapinam w pasy. A one tego nie chcą.

A kiedy wracamy, są tak zmęczone wrażeniami, że idą do swoich łóżeczek. Nie żeby spać ale żeby się wyciszyć. Potem przytulają się do mamy :-). I nie muszę już wymyślać im atrakcji i stawać na głowie, żeby im się nie nudziło.

Teraz widzę, jak bardzo nasze bliźniaki potrzebowały przedszkola. Ta zmiana wyjdzie nam wszystkim na dobre. To jest jeden z najfajniejszych tygodni w tym roku. Dla niektórych rodziców horror, a dla mnie luksus i przyjemność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz