A więc zaczęło się ogrodowe szaleństwo na naszym pierwszym własnym podwórku.
Im więcej słońca, tym chętniej rozglądamy się dookoła domu i myślimy, co by tutaj zasadzić. Szklarnię foliową po pierwszym wietrzyku trafił szlag. Czekamy na drugą. A przymrozek jeszcze może nadejść. Czekają zatem na tunel foliowy pomidory, papryka i inne sadzonki w piwnicy, pod dużymi oknami. W ciepłe dni wynoszę moje warzywne rozsady na podwórko, żeby złapały trochę słońca. Uff jak plecy bolą od tego. Ale przecież nie będę hodować pomidorów w piwnicy....
Tak było i się skończyło. W jeden dzień.No i żeby może coś chociaż truskawki zapyliło. Jakieś trzmiele? Dzikie pszczoły? A że pszczoły giną, to już wiemy. Einstein powiedział i wszyscy już powiedzieli, że jak pszczoły wyginą, to i my wyginiemy. Ale jest taka szlachetna opcja wyratowania tych biednych pszczół. Można stworzyć im przyjazny ekosystem, a przy tym mieć swoje truskawki.
W sklepie ogrodniczym zakupiliśmy więc domek dla owadów. No całkiem ładny jest, a i owady gdzieś mieszkać przecież muszą. Nazywa się to u nas hotelem dla owadów. Skoro sezon hotelowy czas zacząć, to zrobimy wszystko tak, żeby było zgodnie z hotelowymi normami. Po pierwsze, umiejscowienie i widok z hotelu. Koło łączki, przy ścianie tarasu, w nasłonecznionym miejscu.
Jak już jesteśmy przy łączce, to powiedzmy sobie szczerze, chcemy ratować te pszczoły czy nie? Będziemy się ograniczać do jednego kwiatu miododajnego? A niech mają hektar łąki! I zobowiązujemy się nie kosić dopóki, doputy ostatni kwiat nie zwiędnie. Mniszki lekarskie, żonkile i zawilce. Jakieś niezidentyfikowane niebieskie kwiatki i chabazie, rododendrony sztuk trzy oraz kwitnący bez. I żeby nie było, że jesteśmy leniwi. To się nazywa ogród naturalistyczny i jest najmodnieszy teraz. Wy wszyscy, którzy macie samojezdne drogie kosiarki i trawę na 12 centymetrów uczcie się, jak ratować świat i pszczoły.
Po drugie bufet.
Zasadziliśmy kwiaty miododajne, specjalną mieszankę z ogrodniczego. Teraz poidełko. Musi być woda dostępna cały czas. Ale powiedzmy sobie szczerze, czy będziemy się ograniczać do jakiegoś naparsteczka wody w nakrętce od słoika? Niech mają naturalną sadzawkę, prawdziwą, nie sztuczną. Całą dla nich do dyspozycji, z wodą z wolna tylko płynącą. Mieliśmy uregulować ale co tam! Niech mają prawdziwe naturalne mini zakola rzeczne i baseniki z wodą. Wśród naturalnej roślinnosci bagiennej!
Chodzę codziennie i zaglądam, czy któraś dziurka zaklejona jest gliną, trawą czy czymś. Pusto. Jeden tydzień, drugi i nic. Zadzwonił kolega i opowiada, że też mają domek i u nich coś już mieszka.
Nie, wcale nie jestem zazdrosna. Oburzona jestem. Tym pszczołom chyba się od tego ich ratowania w głowach, i nie tylko w głowach poprzewracało.
Tamci mają malutką szklarenkę z paroma rozsadami, jakiegoś kwiatka, może dwa w doniczce. I kostkę brukową na całym podwórku. Która graniczy bezpośrednio z asfaltem ulicy. I do nich przyleciały owady do domku. Po prostu brak słów.
Chodzę zdenerwowana po podwórku, Jedna kupa, druga kupa, te sarny urządziły sobie u nas prywatną toaletę. Czekam na kompostownik, bo zamówiłam. Trzeba będzie to zbierać i gdzieś utylizować. Góra badyli czeka na przerobienie na zrębki. Czeka już miesiąc i będzie czekać na tani prąd oraz dużo wolnego czasu właścicieli. Tam w tej górze coś chyba się dzieje.
I wtedy naszła mnie pewna niewygodna myśl, która zaczęła uwierać, jak kamień w bucie.
To tam w tych badylach słychać brzęk much, ważek i innych owadów. To tam pająki tkają swoje sieci i skaczą po pobliskiej sadzawce. To tam są ptaki, które polują na te wszystkie owady. Kupy saren i gałęzie. Esencja i centrum ogrodowego życia.
Nie ta oficjalna, ucywilizowana część ogrodu, gdzie robi się zdjęcia i wysyła innym, żeby zazdraszczali.
Ale domek ładny, dizajnerski i modny. Niech więc wisi. W końcu rododendrony dookoła niego jeszcze nie zakwitły, a domek jest przecież nowy :)