niedziela, 19 kwietnia 2020

W domu bezpieczniej



Hej, ciekawe co tam u Was słychać? 

Ja siedzę od tygodni tylko w domu z dziećmi. Nie wychodzę nigdzie, tylko na podwórko. Znam juz na pamięć wszystkie dialogi postaci ze świnki Peppy. Znam już z widzenia wszystkie żaglówki, łódki, kutry rybackie i inne, które pływają koło mojego salonu. I wydawałoby się, że skoro siedzę w domu, to nie mogę nikogo zarazić, bo to mąż pracuje i robi zakupy, czyli jakby co, to on przyniesie dziadostwo do domu. Ale życie lubi zaskakiwać.

Mam anginę ropną. Poza mną wszyscy całkowicie zdrowi. Udało mi się dostać prywatnie do lekarza. Jechałam w masce i rękawiczkach, ludzie bali się mnie, to było widać. Byłam jedyną osobą w maseczce, która chodziła sobie ulicą koło kliniki. Okazało się potem, że to infekcja bakteryjna i penicylina mi pomoże. Ale nie wolno mi wychodzić z domu, ewentualnie w masce. Jestem na takiej jakby domowej kwarantannie, czyli siedze w domu jak zwykle. Z tym, że teraz lekarz mi powiedział, że mam siedzieć w domu. I nikt mnie nie będzie kontrolował, policja nie będzie sprawdzać, czy stoję w oknie.

Gardło dało mi nieźle w kość. Gorączka, leżenie w łóżku, bóle mięśni, brak możliwości zajęcia się dziećmi, które przecież do przedszkola nie chodzą, bo zamknięte. 

Mąż przyjechał z pracy i ze względu na moje objawy dostał zwolnienie z pracy. On sam miał tylko katar. No i jesteśmy wszyscy w domu. Pierwszy raz od wybuchu epidemii. Wszystko dzieki temu, że do moich objawów zapalenia gardła dołączyła gorączka. Gdyby nie gorączka, ja byłabym w domu z dziećmi, a Artur w pracy, jak zwykle. 

A przed naszym wspólnym siedzeniem w domu było tak ....

Nie było zakazu wychodzenia z domów. Należało zachowywać środki ostrożności w sklepach, rękawiczki oraz te dwa metry odstępu i to wszystko. Ludzie chodzili po ulicach i żadnej pandemii nie było widać gołym okiem. A podobno w centrum miasta było jeszcze w marcu pełno ludzi. 

Rząd na samym początku marca, w przeciwieństwie do polskiego rządu, nie straszył koronawirusem. Wręcz przeciwnie, uspokajano. Pisano w gazetach, że przeważająca część ludzi, czyli 80% przejdzie go jak lekkie przeziębienie. Tylko niektórzy, czyli starsi albo z chorobami typu astma, choroby płuc, nerek i inne, mogą mieć cięższy przebieg chorobowy. Z tych dwudziestu procent około połowa, czyli 10% będzie być może wymagała hospitalizacji, przy czym umrzeć może ze 2 do 5%. Tak nam mówili. I ludzie się nie bali. Nadal wielu się nie boi. 

Ale chyba zaczęli się bać. Bo okazuje się, że ludzie w każdym wieku chorują. Albo że wirus może wrócić, albo Ci coś trwale uszkodzić. A wcześniej tego nie mówili. I ludzie zaczęli robić się podejrzliwi w stosunku do rządu.  

Teraz są jeszcze bardziej niezadowoleni z powodu otwarcia szkół i przedszkoli. 20. kwietnia otwierają się przedszkola, nasze też. I powiem Wam, że nasze dziewczyny jak na razie do niego nie wrócą.

Boję się, że w placówce, gdzie przebywa na co dzień 255 dzieci oraz prawie 50  pracowników, nie ma możliwości zachowania reguł ochrony przed zakażeniem. Czytam wnikliwie zarządzenia i wskazówki, jakie rząd narzucił przedszkolom. Nie jestem jedynym rodzicem, ktory się temu bacznie przygląda. Nie jestem jedynym rodzicem, któremu się te zarządzenia nie do końca podobają. 

Prawda jednak jest brutalna. Chodzi nie o dzieci i ich bezpieczeństwo, tylko o kasę. Przedsiębiorstwa, takie jak przedszkola  muszą zarabiać kasę. Chciałam dodać, że do tej pory nie płaciliśmy za dziewczyny, gdy nie chodziły z powodu epidemii. A umieszczenie dzieci w szkołach i przedszkolach uwolni pozamykaną w domach siłę roboczą i zapewni płynność finansową przedszkolom.

Powstała taka organizacja w mediach społecznościowych, która nazywa się Bunt Rodziców (moje tłumaczenie). Uważają oni, że to za wcześnie, żeby narażać tak małe dzieci i wysyłać je do przedszkoli. I takich ludzi jest bardzo dużo. Z drugiej strony .... społeczeństwo musi się znów otworzyć, by gospodarka nie padła. Bo jak się ją zamorduje, to i służba zdrowia padnie. Temat jest cięzki i burza emocji przetacza się przez cały kraj. 

A my posiedzimy jeszcze i przeczekamy burzę. Zobaczymy jak sytuacja się rozwinie i czy będzie eksplozja korony w maju. Jak liczba zachorowań będzie stabilna, dziewczynki wrócą do przedszkola. Bo trzeba też pamiętać, że dzieci tego potrzebują. I wtedy wszyscy będziemy musieli nauczyć się żyć w nowej rzeczywistości, obok tego wirusa. Bo chyba nie ma innego wyjścia. A na razie nie jest źle ;-)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz